Do Bydgoszczy przyjechał
amerykański psycholog Paul Cameron. Niby psycholog, ale z tego parszywego miotu
homofobów. Uważa, że osoby homoseksualne żyją krócej i są źródłem patologii.
Fakt, rzężę od trzech tygodni. Ale lekarka pierwszego kontaktu stwierdziła
zapalenie zatok. O homoseksualizm jakoś nie zahaczyła. Ale Cameron wie lepiej.
Swoje wnioski dotyczące umieralności oparł na analizie nekrologów publikowanych
w dwóch gazetach wydawanych w San Francisco. Nie byłam w Ameryce, ale rozumiem,
że za Wielką Wodą pisze się „John Dick, lat 39, gej”, „Emma Cunt, lat 41,
lesbijka”. I niby żyją krócej, ale jednak mają dzieci, które „są bardziej
podatne na zachowania patologiczne – częściej popadają w konflikty z prawem,
korzystają z pomocy społecznej, miewają próby samobójcze i są bardziej skłonne
np. do gwałtów”. Naturalnie, według Camerona, homoseksualizm jest chorobą
psychiczną. Porównywalną z narkomanią i nikotynizmem. Poczułam się jakby
gorzej. Nie dość, że palę się do dziewczyny, to jeszcze palę. Do Bydgoszczy
zaprosił Camerona lokalny Klub Frondy. Spotkanie odbyło się w domu parafialnym
sanktuarium Królowej Męczenników. Żaden komentarz nie będzie lepszy od tych
okoliczności. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne wykluczyło Camerona z
członkostwa w 1983 roku za pogwałcenie kodeksu etycznego. Family Research
Institute, którego Cameron jest prezesem, znajduje się na liście amerykańskich
„grup nienawiści” organizacji Southern Poverty Law Center, zajmującej się
obroną praw obywatelskich.
O Cameronie powinno się pisać Paul C., ponieważ idee które głosi, są
ciężkim przestępstwem wobec czucia i rozumu. Przed Bydgoszczą Paul C. wyłożył
się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. Dwa lata temu na głoszenie jego herezji
nie zgodziły się trzy uczelnie. Moja macierzysta – Uniwersytet Mikołaja Kopernika,
UAM w Poznaniu i Uniwersytet Szczeciński. W Toruniu nie obyło się pewnie bez
rozlewu krwi. Zarydzykuję tezę, że na rzecz wykładów silnie lobbowały Radio
Maryja, Telewizja Trwam i „Dziennik Polski”. Mocne wsparcie miał prawdopodobnie
w osobie Aleksandra N. Profesora pedagogiki, dziekana Wydziału Nauk
Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Nalaskowski sprzeciwił się w
2011 roku sejmowemu projektowi ustawy, zezwalającej na adopcję dzieci przez
pary homoseksualne: „Nie mówi się też o tym, że homoseksualizm się reprodukuje,
a taka zmiana w rodzinnych domach dziecka to tworzenie przestrzeni do
reprodukcji homoseksualizmu. Rodzice homoseksualni, tworzący dom dziecka, nie
są w stanie przekazać dziecku w procesie wychowania właściwego wymiaru życia seksualnego
człowieka. Ten wymiar będzie zawsze wymiarem spaczonym, wymiarem chorym. Tak
jak homoseksualizm jest chory, choć Organizacja Zdrowia uznała, że nie jest.
Absolutnie jestem przeciwny udzielaniu pozwoleń na prowadzenie domów dziecka
przez homoseksualistów. Decyzja Sejmu jest kuriozalna i chora. Apeluję
zdecydowanie do posłów, aby nie było takiego prawa”. Obu „naukowcom” marzy się powrót do roku 1991 i ponowne wpisanie homoseksualizmu na listę chorób Światowej Organizacji Zdrowia. Swoje argumenty powtarzają jak mantrę – nie odkryto genu homoseksualizmu, tego typu zachowanie jest dziedziczone kulturowo i można je leczyć. Muszę to koniecznie powiedzieć moim heteroseksualnym rodzicom, którzy wychowali jedną hetero- i jedną homoseksualną córkę. Powiem jednak tylko mamie. Tata zmarł na pohybel rewelacjom Paula C. Żył krócej i był źródłem patologii – popadał w konflikty z prawem, korzystał z pomocy społecznej, miał skłonność do gwałtownego zachowania, stosował przemoc fizyczną wobec żony, chorował na nikotynizm i alkoholizm. Co nie wynikało z jego nekrologu.