Od dwu tygodni jesteśmy
w Polsce. Na wakacjach. Jednak odpoczywamy dopiero teraz, ponieważ pierwsze dni
to załatwianie spraw ważnych i pilnych. Jak u Stephena
Covey'a w „7 Nawykach Skutecznego Działania”. Najważniejszy był dentysta, ginekolog, naprawa samochodu
i wzmacniacza do kina domowego. Potem spotkania z najbliższymi. Funkcjonuje
takie przekonanie, że urlop od pracy zawodowej powinien trwać minimum trzy
tygodnie. Bo pierwszy tydzień to czas rozstawania się z przyzwyczajeniami dnia
powszedniego, drugi – prawdziwy odpoczynek i wreszcie trzeci – myślenie o
powrocie do rutyny. Nam brakuje w takim razie tygodnia. Na prawdziwy
odpoczynek. Opalanie się, biesiady przy cybulickim ognisku, rozmowy, chłonięcie
wiejskiego powietrza w domu Doroty. Bo tu mamy bazę. Na obrzeżach Kampinoskiego
Parku Narodowego. Razem z naszymi zwierzakami jest tu 22 psów i kotów.
Kocio-psi raj. Na czele stada Dorota. Babcia naszego synka. Moja przyjaciółka.
Która pierwsza składa mi życzenia na dzień matki, sprzecza się ze mną, płacze
przy mnie. Mamy swój pokój u niej, a to tak jakbyśmy były w domu. Cud możliwy w
granicach /poza granicami więzów krwi.
Poza tym polski standard. Ludzie się na nas gapią.
Na nas i ciemnoskórego synka. Jest taki film „Nie zaznasz spokoju”, z 1977
roku. 35 lat później czujemy to samo. Niepokój, ocenę, ostracyzm. Na Bielanach,
obok gabinetu weterynaryjnego Doroty, robimy zakupy w markecie. Kupujemy kubki
z napisem „kubek mamy”. Dwa. Kasjerka pozwala sobie na uwagę „dwie mamy? –
dziwne”. Anka mówi mi o tym dopiero w samochodzie, w drodze do domu. Ponieważ
myśli, że usłyszałam, tylko nie zareagowałam i chce wiedzieć dlaczego. A ja nie
zareagowałam bo…nie usłyszałam. Po kilkunastu godzinach od zdarzenia nie wiem
co bym powiedziała, ale coś bym powiedziała na pewno. Bo dziwne jest pytanie. Nie odpowiedź. Podobnie na placu zabaw w
Pruszkowie. Gdzie poczułam spojrzenia skoncentrowane na naszej rodzinie.
Nieuzasadnione, obelżywe, zaczepne. Skąd to ciemnoskóre pacholę i dwie kobiety
obok niego? Z miłości – chce mi się wykrzyczeć! A mama moje przyjaciółki mówi,
na tym samym spacerze, „macie fioła na punkcie Leosia”. Jeśli fioł to miłość,
szacunek, zabawa i stawianie granic to ja się z tym zgadzam. Bo myślę, że z
wychowaniem dziecka jest tak jak z wychowaniem psa. Gdzie słowem kluczem jest
konsekwencja.
W Anglii mamy wszystko oprócz bezpośredniego
kontaktu z bliskimi. Na wakacje przyjechaliśmy po bliskość. Nie po drinki,
palmę na rondzie de Gaulle'a czy pogodę. To sobie możemy kupić w Anglii za
pieniądze. Dlatego, po dwu tygodniach, uznajemy, że nasze wakacje są udane
chociaż za krótkie.