sobota, 3 grudnia 2011

Wakacje z blondynką

Dokładnie rok temu, 3 grudnia, przybiliśmy do Ziemi Obiecanej. To najważniejsza data, obok urodzin synka, naszej rocznicy i dnia adopcji Leona. Mam poczucie, że przez ten rok wylałyśmy fundamenty. Projekt „domu” mamy zarysowany z grubsza. Czujemy się architektkami własnego życia, więc możemy liczyć tylko na siebie. Mamy kilka lat na budowę. Poznanie przepisów, podwykonawców, sąsiadów. Kontakty są bezcenne, za wszystko inne zapłacimy kartą VISA. To nam dokucza najbardziej – powierzchowność kontaktów na wyspach. Nie mogę rozgryźć i zrozumieć Anglików. Czuję przepaść między ich zachowaniem na zewnątrz i życiem wewnętrznym. Zachowują się jak cyborgi. Są doskonale zaprogramowani na uprzejmość, sytuacyjny uśmiech i niezobowiązującą pomoc. Próba pogłębienia kontaktu nieodmiennie kończy się na wycofaniu lub kłamstwie. A my cenimy sobie głębokie więzi. Tak rozpasali nas polscy przyjaciele. Same takie jesteśmy. Stąd poczucie braku. Rozmowy o emocjach, płacz i prośby o rzeczywistą pomoc nadal kierujemy do bliskich w Polsce. Mam łatwość w budowaniu bliskich relacji, ale na emigracji rozbijam się o mur nieprzystępności. W tym roku podłubałam zaledwie w spoiwie. To ciężka praca, ale jak jej nie wykonam to mogę sobie równie dobrze grób wykopać. To zbyt ważna część mojego życia.
W nowym domu nie mamy też miejsca na homofobię, rasizm i dyskryminację ze względu na płeć. Nie mam pewności, z czego to wynika – z poprawności politycznej, czy z przekonań Anglików. Ważne, że wreszcie mnie to nie dotyczy. Dlatego nie wyobrażam sobie powrotu do polskiej ruiny. Na zgliszczach nowe wybuchy. Kilka dni temu sąd zarejestrował znak „zakazu pedałowania” zgłoszony przez Narodowe Odrodzenie Polski. Co oznacza, że nie można tego zakazu obrazić. Jak godła czy flagi. I w tym znaczeniu jest to Polska właśnie. Niegodne godło. Robertowi Biedroniowi koleżanki i koledzy posłowie zaglądają za pasek od spodni. Monika Olejnik pyta w „Kropce nad i” transseksualną posłankę Annę Grodzką o to, czy sex w ciele mężczyzny sprawiał jej przyjemność. Jestem pewna, że nie dlatego zdecydowali się być posłami, żeby spuszczać spodnie i „spuszczać się” z osobistych spraw. Właśnie oni mogą wnieść do parlamentu nową jakość – klasę i tak potrzebną Polakom różnorodność.
Mój były szef Anglik był kilka dni temu z polską żoną w jej kraju. Zaprosili angielską przyjaciółkę. Pojechali do domu rodzinnego, do małego miasta na Podkarpaciu. Dziewczyna myślała, że gra w filmie. W takim sprzed 1927 roku, zanim powstał pierwszy film dźwiękowy. W jej oczach wszyscy wyglądali tak samo – podobne ubrania, ruchy, przygaszone spojrzenie. I jedyny obowiązujący kolor skóry – biały.
W październiku my byliśmy na urlopie w Polsce. W kiosku przy Wiejskiej, vis à vis SW Czytelnik, pani odmówiła mi sprzedaż paczki papierosów, ponieważ miałam tylko 100 złotych. A ona pracuje w nim 26 lat i pierwszy raz słyszy, że to nie ja muszę mieć drobne. Zostałam bezczelną babą. To ja chcę być taka i domagam się podjazdów dla wózków w stolicy. Jazda metrem okazała się dla nas ciężkim wyzwaniem. Pewnie dlatego, przez dziesięć dni pobytu, widziałyśmy tylko jedną niepełnosprawną osobę na ulicy. A jest ich statystycznie tyle samo co w Anglii, około 14%. Pięć i pół miliona osób zamkniętych w domach. Wykluczonych.
W Anglii nie mamy jeszcze swojego miejsca. Podobne odczucia mam zazwyczaj na wakacjach – inni ludzie, jedzenie, obca waluta i poczucie względnej anonimowości. I przekonanie, że dom jest tam, gdzie są moi bliscy. Ale jest też tak, że z niektórych wakacji nie chce się wracać. Mnie się nie chce.