wtorek, 16 sierpnia 2011

Where is the fucking Poland?

Wczoraj w Oxfordzie, w sieci księgarń WH Smith, kupowałam znaczki pocztowe i pani obsługujące kasę, niewątpliwie Brytyjka, zapytała mnie czy Polska leży w Europie. Udzieliłam najprostszej możliwej odpowiedzi. Na tak. Ale spacerując po mieście zaczęłam się wahać. Aż do całkowitej utraty pewności. Bo leży pod względem geograficznym. Ale w rozwoju społecznym jesteśmy pomiędzy Węgrami i Argentyną a Chile i Bahrainem. Tak, niektórzy nie wiedzą, że to niewielkie azjatyckie państwo położone jest w Zatoce Perskiej. Dlatego nie wydziwiam na niewiedzę Angielki. Przy obliczaniu Wskaźnika Rozwoju Społecznego Agenda do Spraw Rozwoju ONZ bierze pod uwagę oczekiwaną długość życia przy narodzeniu, średni ważony odsetek dorosłych umiejących czytać i odsetek skolaryzacji, czyli uczących się, na wszystkich poziomach edukacji oraz produkt krajowy brutto per capita, obliczony wg parytetu siły nabywczej.
Gdzie więc znaleźć we wskaźnikach miejsce dla polskiej homofobii, patriarchatu, ksenofobii, śladowych praw matek, rasizmu, nieprawdopodobnie zabójczej, dla kobiet, ustawy aborcyjnej, wpływu Kościoła na kondycję państwa? Najbliżej byłoby do wykształcenia. Ale i Cejrowski i Hołownia i Giertych są ultra wykształceni. Nawet do byłego i obecnego prezydenta nie można się wyjątkowo przyczepić. Skąd w nas ta nienawiść, złudne poczucie wyższości, megalomania i arogancja? Z braku poczucia bezpieczeństwa? To takie czytelne, że kiedy spotykam się z agresją, w mediach lub na ulicy, to w ogóle się nie boję. Jest mi tylko z żal agresora. Widzę go nagiego i bezbronnego. Jest takie powiedzenie – silny się nie odgraża, nie musi. Myślę też, że gdyby te osoby wiedziały jak się łatwo demaskują ze swoją frustracją to byłyby ostrożniejsze.
Podobno z pokolenia na pokolenie jest coraz lepiej. Ja tego nie widzę wyraźnie. Chociaż sięgam dalej niż czubek własnego nosa, postawy moich przyjaciół i zachowania znajomych. Myślę, że musi umrzeć pokolenie moich rodziców, moje, moich dzieci i ich dzieci. Musi zostać zachowana i stosowana zasada równości w polityce, mediach, zwykłym życiu. Musimy wyjeżdżać i wracać uwrażliwieni na kogoś innego niż my sami. Musimy uznać, że to kobieta rozporządza swoim brzuchem, a państwo zmusić do wprowadzenia takiego ustawodawstwa, które wesprze kobiety. Musimy odesłać do piekła kościół katolicki z jego pretensjami do uprawiania polityki. Musimy wreszcie uznać, że kobiety, geje i lesbijki to tacy sami ludzie jak mężczyźni. Mam na myśli prawo i jego przestrzeganie. Bo znam mnóstwo cudownych kobiet i tylko paru wyjątkowych mężczyzn. Jeśli to się nie zmieni w tych kierunkach to za kilkanaście lat mój syn będzie szukał Polski, we wskaźnikach HDI, między Malediwami, Indonezją, Kirgistanem i Syrią. Nadal będą do nas znaczki sprzedawali, ale już nie zapytają czy jesteśmy w Europie. Zapytają where is the fucking Poland?

wtorek, 9 sierpnia 2011

Jak my TO robimy?

Robert Biedroń odpowiada w „Tęczowym elementarzu” między innymi i na stereotypowe pytania dotyczące gejów i lesbijek. Kto w związku homoseksualnym jest mężczyzną, a kto kobietą? Czy mogę stać się gejem lub lesbijką? Czy geje chcą być kobietami, a lesbijki mężczyznami? Itd. Nieprzypadkowo te pytania i odpowiedzi padają w podrozdziale „Wiedza podstawowa”.
Niedawno moja znajoma zadała mi podobne pytanie i z odpowiedzią musiałam sobie poradzić sama. Biedroń nie przewidział aż takiej niewiedzy. Heteroseksualną znajomą kilka kobiet zaprosiło do grona znajomych na facebooku z powodu wyartykułowanej „ochoty na kobietę”. Pytanie skierowane do mnie brzmiało: Czemu do mnie? Czemu ja? Czy mam w sobie, Twoim zdaniem, coś takiego, co przyciąga kobiety?
Przez wiele lat, na pytanie „jak wy to robicie”, odpowiadałam „tak samo jak wy, ale z miłością”. Teraz nie ma we mnie dawnej agresji, ale nie ma też zgody na pracę u podstaw z dorosłymi osobami. Nie nadaję się na "Doktora Piotra", jest mi niemiłe mówienie „Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę”. Raczej w karę bym poszła. Dlatego sama rzadko się odzywam i podsuwam tylko albo „Tęczowy elementarz” albo „Zakazane miłości”, albo „Kiedy kobieta kocha kobietę”. Ale znajomej odpowiedziałam, ponieważ poczułam się po ludzku urażona tym pytaniem. Jak ktoś postrzegany tylko przez swoją seksualność. W Anglii, przez kilka miesięcy, nikt mi nie zadał podobnego pytania. Pozostając w konwencji tematu – Anglicy mają to w dupie. Moich angielskich znajomych żywo interesuje to, jak sobie radzę, co myślę i czuję, jaka jestem dla swojej rodziny i dla nich. Rozmawialiśmy wielokrotnie o seksie. Swobodnie i niewymuszenie. Siłą rzeczy porównujemy narodowe standardy wychowania seksualnego. Jeśli Anglia to „Raj dla par” to Polska jest piekłem dla kobiet. Tylko nieprzypadkowo to tytuł książki Boya-Żeleńskiego z 1930 roku. „Piekło kobiet” jest zbiorem felietonów tego pisarza, lekarza i feministy, powstałych między październikiem a grudniem 1929 roku. Kupiłam ją za ciężkie pieniądze na aukcji internetowej i kupiłabym ponownie. Blisko 82 lata temu Boy-Żeleński pytał m.in. „Jak można ścigać jedynie matkę, która i tak ponosi wszystkie ciężary? Kodeks cywilny nie jest na wysokości zadania, nie uregulował kwestii dochodzenia ojcostwa ani alimentacji”. Ściągalność alimentów w Polsce wynosi ok. 12 proc. W Wielkiej Brytanii 90 proc. „Zostawić sprawę matkom, licząc na ich instynkt macierzyński. Mało która matka przerwie ciążę bez ważnych pobudek. Starać się stworzyć na drodze ustawodawstwa cywilnego i opieki społecznej takie warunki, aby przerywać ciąży nie potrzebowała. Uświadamiać ewentualnie co do sposobów zapobiegania niepożądanej ciąży, ale to osobny, jakże doniosły temat!” – to znowu Boy. Mam teraz dwa porównania, historyczne i narodowościowe. W pierwszym bez zmian, w drugim społeczna przepaść.
Ze znajomą rozmawiałam przynajmniej raz o relacjach między osobami tej samej płci i zgodziła się ze mną, że relacje homoseksualne nie różnią się niczym od relacji heteroseksualnych. Ale jednak pytanie zadała. Więc odpowiedziałam: Tobie podoba się nie każdy facet (jeśli już ograniczyć zainteresowanie do wyglądu zewnętrznego), mnie nie każda kobieta. Skąd mam wiedzieć, co w Tobie przyciąga kobiety?!? Mogę odpowiedzieć za siebie. Mnie nic. Ja zakochuję się w poczuciu humoru, ogólnej wrażliwości, empatii, umiejętności słuchania, zainteresowaniach, historii, którą ma do opowiedzenia mi kobieta. Ciut później niż równolegle pojawiają się moje wyobrażenia na jej temat, fantazje, zainteresowanie urodą, ciałem w ogóle, pożądanie. Bardzo się to różni od tego, co dotyczy Ciebie?
Chciałabym mieć talent Wisławy Szymborskiej, która w „Życiu literackim" odpowiadała na listy początkujących pisarzy. Jedną znam na pamięć – „Pyta Pan wierszem, czy życie ma sęs. Słownik ortograficzny daje odpowiedź negatywną”.
Jak my to robimy? Piszcie na Berdyczów.

piątek, 5 sierpnia 2011

Smycz – do nogi, przy nodze

Skończyłam 42 lata. Nie mam potrzeby podsumowań. Mam potrzebę planowania swojego życia. Umożliwia mi to przeprowadzka do Anglii. Do realizacji tego, co chcę osiągnąć, potrzebuję jedynie stabilizacji finansowej. Całą resztę mam albo w sobie albo w swoim zasięgu. W Polsce mogłam i żyłam z dnia na dzień. Niepewna swojego statusu, bez wiary w siłę państwa, z przekonaniem, że czegokolwiek bym nie zrobiła to i tak obróci się w perzynę. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, posłanka PO, powiedziała kilka dni temu, przy okazji pracy nad ustawą o związkach partnerskich: „Nie uważamy, że homoseksualny opiekun dziecka byłby gorszy, ale przy braku społecznej akceptacji zafundowalibyśmy dzieciom w takiej rodzinie kolejny stres. A tego nie chcemy”. Nie mam mowy o takim podejściu w Anglii. Dlatego tylko w Polsce zastanawiałyśmy się jak nasz synek poradzi sobie z przedszkolnym ostracyzmem przekazanym jego rówieśnikom przez ich rodziców. Tu nie mamy takich obaw.
Izabela Filipiak w „Homofobii po polsku” i „Kulturze obrażonych” proponuje założenie prześladującym dzieciom kagańców, czyli elegancko mówiąc wychowanie ich na rozumnych i sensownych młodych ludzi. Sama nie mam potrzeby używania ani kagańca ani smyczy. Mój synek po prostu uczy się od nas. I jestem wściekle pewna, że „inny” będzie dla niego synonimem idioty. Gdzie idiotę definiuję jako kogoś niewrażliwego, nie myślącego, agresywnego.
Myślę też, że domniemywanie społecznych obaw skutecznie je ożywia. Miałam szefa, który mówił „każdy robi kupę ale nie każdy o tym mówi”. Słowem, gówno prawda pani posłanko. Marszałek Piłsudski zwykł mawiać „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. A ja twierdzę dokładnie na odwrót. Chociaż nie sprzeciwiam się w całości opinii dotyczącej ludzi. Cały czas spotkać można Cejrowskiego, Giertycha, Cymańskiego, Korwinna-Mikke, którzy w zwykłym życiu są dla nas Górskimi, Sobolewskimi, Pogoskimi. Tylko że z feministycznej powinności nazywam ich skurwysynami.
W moje urodziny Eleine przyniosła kwiaty, prezenty i aktualny numer „The Times” z tekstem Jeanette Winterson o nowej operze Billy Elliota z wątkiem gejowskim. Od pani poseł dostałam pogróżkę. Wolałabym żeby nie mówiła mi o swojej kupie. Bo smród jest na całą Polskę. Mój synek ma książkę, w której dzieci o różnych kolorach skóry wspólnie się bawią. W polskich książkach dla dzieci dziewczynki bawią się odkurzaczem, dyżurują przy mopie, a chłopcy lecą w kosmos i startują w wyścigach. Na mopie w kosmos nie damy radę polecieć. Ale możemy wypowiadać kosmiczne bzdury w sejmie. Co było do udowodnienia.